Z "Kroniki Łukasza" - zapis z 2 lutego 1981
Od początku lutego mama znowu podjęła pracę w PZU. Tym razem już w biurze, ale tylko na 3/4 etatu. Do pracy nie chce jednak jeździć samochodem, bo nie chce się niepotrzebnie denerwować.
Obyś nie był takim nerwusem, jak Twoi bracia, którzy w analogicznym okresie mieli - jak to się określa - niełatwe dzieciństwo (wspólne mieszkanie i budowa domu na głowie mamy) . Czy Twoi bracia i pozostała rodzina już wiedzą o Tobie? Muszę ci powiedzieć, że jeszcze nie. Ja chciałem o Tobie rozpowiedzieć rodzinie, jednak mama mnie hamuje gdyż uważa, że jest jeszcze za wcześnie.
Jedynie "wujek" Piciu wie już od połowy stycznia o Tobie. Krótka - noworoczna informacja o Tobie, zagnieżdżonym w jajowodzie, przekazana mu przez mamę nie dotarła do jego ginekologicznej świadomości. Sceptyk, mówi, że nie mamy się jeszcze z czego cieszyć, bo jeszcze naukowo nic nie wiadomo. Uważa, że dopiero jak on zbada mamę, to będzie pewne, że rodzi się nowe życie. My jednak wiemy, że jesteś i żadne badanie tego faktu nie może zmienić.
Kilka dni temu twój starszy brat Paweł (lat 12) w obecności pozostałych członków rodziny poruszył temat trzeciego dziecka w naszym domu. Tłumaczył Kubie (lat 9), że nie ma być takim pewnym, że jest najmłodszym. Ja siedzę cicho, a mama udaje, że nic nie słyszy. Nie daliśmy się wciągnąć w dyskusję na Twój temat, przemilczając fakt, że już wiemy o Tobie. To nie to, że się Ciebie wstydzimy! O nie! Mama uważa, że jeszcze za wcześnie o Tobie rozpowiadać. Dopuszcza, że może się Tobie zdarzyć jakieś nieszczęście. I co wtedy? Ja jestem dobrej myśli i uważam, że nie ma co zwlekać. Niech się i inni cieszą, naszą radością, tym że przyjdziesz niebawem na świat.
Tyle zapis z 15 lutego 1981 roku. A teraz coś z ostatniej chwili. Dzisiejsza Rzeczpospolita z 12 marca 2010 w artykule Izabeli Kacprzak "Ojciec tylko po narodzinach" opisuje historię Marka M, który podejrzewał, że żona usunęła ciążę. Okazało się, że do dziecka nie ma żadnych praw. Poniższe cytuję za Rzeczpospolitą:
Chciałem, żeby dziecko się urodziło, nie godziłem się by je zabić... Żona poinformowała go, że jest w ciąży. Pokazała testy ciążowe. Kilka dni później wykrzyczała, że nigdy w ciąży nie była. Ustalił, że była u dwóch ginekologów. Podejrzewał, że pomogli jej w aborcji. Jako ojciec nie godził się na zabieg i 3 listopada 2008 powiadomił prokuraturę, która śledztwo po 3 tyg umorzyła. Zażalił się do sądu, który orzekł, że śledztwo należy powtórzyć.
W podjętym śledztwie stracił prawa strony. Dlaczego? Prokurator powołał się na uchwałę Sądu Najwyższego z marca 2009 zgodnie z którą "żadne przysługujące mu dobro nie zostało naruszone ani bezpośrednio zagrożone przestępstwem". Taka wykładnia zamknęła mu drogę do ukarania winnych śmierci nienarodzonego dziecka. W śledztwie o zabicie swojego dziecka okazał się nikim. Sąd przyznał rację prokuratorowi i pod koniec czerwca sprawę umorzył. Na tę decyzję ojciec nie mógł się zażalić . Umorzenie stało się prawomocne.
Sprawę pozostawiam bez komentarza. Może ktoś z Państwa coś napisze w tej sprawie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz