I ta historia Łukasza, jak wiemy nie skończy się happy endem.
Śmierć to narodziny dla nieba - tak można spokojnie powiedzieć w stosunku do dzisiejszej śmierci Ojca Joachima, który wczoraj wieczorem podobno powiedział: " w nocy będą zaślubiny z Chrystusem". Z podobnym spokojem mogę powiedzieć o śmierci mojego rodzonego ojca Ludwika, a ulubionego dziadka Łukasza, którego Pan powołał do siebie dokładnie przed 27 laty.
Z tej okazji w książce "... żywot wieczny Amen. O tym co czeka nas po śmierci " w rozmowach Aliny Petrowej - Wasilewicz z ojcem Joachimem Badenim w zakończeniu rozdziału: "Nie każda historia kończy się happy endem" znalazłem takie słowa idealnie pasujące do patrona roku kapłańskiego oraz tego blogu:
Mówi pani Alina: Do św. Jana Vianneya, proboszcza z Ars, przyszła kiedyś strapiona wdowa po oficerze, który popełnił samobójstwo. Bardzo niepokoiła się o zbawienie męża . Święty proboszcz powiedział jej, żeby się nie martwiła, gdyż w ostatniej chwili jej mąż pożałował tego co zrobił. Ten żal był łaską wyproszoną przez Matkę Bożą, gdyż kiedyś małżonkowie odmówili wspólnie dziesiątek różańca. Na te słowa, można powiedzieć na nasze słowa, ojciec Joachim odpowiedział:
I to jest najważniejsze: przyjęcie miłosierdzia. Odrzucenie miłosierdzia jest prawdziwą śmiercią.
Oboje z Ewą wierzymy, że nasz Łukasz przed samobójczą śmiercią dostąpił Bożego Miłosierdzia.
Skąd ta wiara w Opatrzność Bożą? Choćby z tego co staram się opisać na łamach tego blogu.
Posłuchajmy wobec tego co napisałem w kolejnym wpisie w Kronice Łukasza pod datą 31 stycznia 1981 roku (dwa dni po poprzednim wpisie - patrz post: Kim będzie to dziecię?).
Po odwiedzeniu znajomych sióstr w klauzurowym klasztorze w Św. Annie i znajomych w Rybniku odbieramy Twoich starszych braci z zimowiska w Polskiej Cerekwi , w opolskim. Logika i pierwotne plany zakładały od razu powrót do Baranowa. Ze względu na Ciebie zmieniamy jednak zdanie. (to wszystko są oryginalne słowa zapisane przed laty). W najbliższym czasie nie będzie bowiem tak łatwo wyrwać się całą rodziną do Częstochowy, aby pokłonić się w komplecie Jasnogórskiej Pani. Zmieniamy z mamą trasę powrotu i wracamy do Baranowa przez Częstochowę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz